Rzeka Fiszor to lewostronny dopływ Bugu o długości 27 km. Fiszora spłynąłem 22 km. Samą rzekę, a raczej jej początkowe kilometry pamiętam od zawsze jako rów, a postrzeganie takie wyrobiłem sobie poprzez pryzmat leśnego łazikowania w jej okolicach. Grudzień 2023 okazał się miesiącem bardzo deszczowym, co przełożyło się na wysoki stan Fiszora. Z racji tego, że nad rzekę mam raptem 25 minut jazdy drogą szybkiego ruchu postanowiłem w Wigilię przeprowadzić pieszy rekonesans. Przeszedłem wzdłuż rzeki paręnaście km, zahaczając również o prawdopodobne źródło rzeki.
Stan wody okazał się na tyle zadowalający, że postanowiłem zamoczyć wieśka w wodach Fiszora. Okazja spływu rzeką nadarzyła się ostatniego dnia roku. Sam spływ zacząłem w okolicach miejscowości Chrzęsne uprzednio zwiedzając pałac w Chrzęsnem. Na starcie wita mnie piękna słoneczna pogoda. W oddali słyszę klangor, który będzie mi towarzyszył
podczas początkowych kilometrów rzeki. Usłyszeć w grudniu żurawie bezcenne :-) Pierwsze 10 km rzeki to klasyczny wąski rów. Na tym etapie spływu wspomagam się różnymi technikami wiosłowania. Wiosło w wodę wchodzi płytko. Na niektórych etapach odbijam się zwyczajnie wiosłem od prawej do lewej ścianki rowu. Mimo wszystko ma to swój niepowtarzalny klimat, choć nie jest zbyt efektywne.
Miejscami na rzece jest wysyp betonowych mostków. Nie utrudniają one jednak płynięcia. W pewnym momencie rzeki na długości raptem ośmiuset sześćdziesięciu metrów naliczyłem jedenaście betonowych
mostków :-) Chcąc urozmaicić sobie monotonność płynięcia rowem często wychodzę na brzeg, żeby zawiesić oko na okolicznych terenach. Przepływam też przez parę wąskich przepustów rurowych co skutkuje zbieraniem wszelakich zalegających tam pajęczyn :-)
Dopływam w okolice muzeum Cypriana Norwida w Dębinkach. Fiszor przepływa 200 metrów od muzeum, które jest obecnie w remoncie.
Na chwilę wracają wspomnienia. Dwanaście lat temu braliśmy wspólnie z żoną udział w Mazowieckim Biegu Norwidowskim. Pięciokilometrowy bieg kończyliśmy właśnie pod muzeum Norwida. Bardzo miło wspominam organizację tego biegu. Na mecie czekały na nas kiełbaski i kaszanka. Były to czasy, kiedy złapaliśmy fazę na branie udziału w małych kameralnych biegach. Ja w takich biegach nie odgrywałem żadnej roli, natomiast żonie zdarzało się czasami stanąć na pudle.
Mijam muzeum i płynę dalej. W końcu rzeka rozszerza się nieznacznie
i powraca komfort normalnego wiosłowania. Dopływam do upatrzonej wcześniej wypożyczalni samochodów- nietuzinkowych. Biorę pod pachę packrafta i udaje się do właścicieli z zapytaniem o możliwość uwiecznienia czterokołowców. Jest tu parę samochodowych perełek. Mnie najbardziej w oko wpada Cadillac i Bentley. Przypomina mi się serial Crime Story emitowany na początku lat dziewięćdziesiątych, gdzie główni bohaterowie rozbijali się takimi właśnie furami. Do tej pory w uszach brzmi mi dźwięk Runaway Dela Shannona. Jest tu też autobus, który był wykorzystywany do promocji netflixowego serialu The Crown.
Czas szybko leci, więc zbieram się z powrotem nad rzekę. Dziękuję właścicielom za możliwość filmowania i poświęcony czas. Żegnamy się życząc sobie szczęśliwego Nowego Roku.
Wskakuję do łajby i płynę dalej. Po drodze od czasu do czasu napotkani spacerowicze życzą mi szczęśliwego Nowego Roku. Etap pierwszy kończę pod mostem przy trasie szybkiego ruchu. Zbieram się do domu wszak za parę godzin niebo rozbłyśnie.
Spływ kontynuuje 6.01. czyli w Święto Trzech Króli. Rzeka momentami biegnie przez las, co przekłada się na jej najbardziej atrakcyjny odcinek. Jakieś 5 km przed ujściem do Bugu Fiszor zaczyna się rozlewać. W żaden sposób nie przypomina już rowu. Im bliżej Bugu, tym bardziej ma się wrażenie, że płynie się po jeziorze. W końcu dopływam do Bugu chwilę filmuję i zawracam w kierunku auta, do którego mam wodą niecałe 2 km. Robi się coraz bardziej wietrznie i mroźnie. Dopływam spuszczam powietrze z packrafta zginam go na pół i w drogę.
Obiecałem sobie, że wrócę jeszcze nad rozlewiska Fiszora, kiedy na nieboskłonie zawita słońce. Tak też się staje. Cel to popływanie po rozlewiskach. Kiedy dojeżdżam do Fiszora okazuje się, że rzeka stoi. Wyjmuję kijki trekkingowe i za ich pomocą po lodzie obieram kierunek na Bug. Miejscami bardzo łatwo sunę po lodzie a miejscami muszę pracować całym ciałem i kijkami, żeby posuwać się do przodu. Pokrywa lodowa nie jest na tyle zmarznięta, żeby swobodnie po niej chodzić. Gdyby nie kijki mógłby zapomnieć o dotarciu do ujścia rzeki.
Na horyzoncie widzę Bug. Rzeka płynie, ale cała jest w śnieżnych bałwanach. Całą szerokością rzeki płynie śryż. Wskakuję do kajaka rozsiadam się wygodnie i z lądu przyglądam się majestatycznemu zjawisku. Siła przyrody robi wrażenie. Robi się coraz bardziej mroźnie więc zawracam.
Fiszora spokojnie można spłynąć w jeden dzień. Dzięki temu, że na wodzie byłem dłużej niż przewidywałem wróciłem do domu mocno pozytywnie zaskoczony całą otoczką, którą zaproponował mi Fiszor.
Негізгі бет RZEKA FISZOR ZIMOWY SPŁYW PACKRAFTEM
Пікірлер: 19